.Jak to jest z tymi aniołami ? Tyle razy o nich słyszymy z rożnych źródeł i niezależnie czy w nie wierzymy, czy nie to one nas fascynują. Takie przyjazne, tajemnicze, skrzydlate istotki nie z tego świata o których wciąż tak mało wiemy a jednak jakże często dajemy sobie nawzajem w prezencie właśnie aniołka (w postaci figurki, zawieszki lub obrazka). Przecież każdy ma w domu jakiegoś aniołka. I chociaż niektórzy mogą temu zaprzeczyć, to jednak w głębi duszy musza przyznać, ze leży on gdzieś tam na dnie szuflady, kartonowego pudla na strychu lub w szkatułce ze skarbami. I często tak właśnie jest, ze porzucamy tego aniołka gdzieś w kacie, zapominamy o nim a on tam zbiera kurz i cierpliwie czeka aż zwrócimy na niego uwagę , aż odkryjemy na nowo jego istnienie, aż dostrzeżemy w nim ta tajemnice o której istnieniu możemy nie wiedzieć. Aniołek jest cierpliwy, czeka tygodniami, miesiącami a czasem nawet latami i obserwuje nasze kroki zza niewidzialnej zasłony swojego magicznego światu i tak bardzo chce nam pokazać ten niesamowity świat o którym istnieniu często nie wiemy, ponieważ jesteśmy za bardzo zajęci wymyślaniem problemow które są często podyktowane naszymi lekami, niewiedza, plotkami, oczekiwaniami innych lub zbyt wybujałą wyobraźnia i w związku z tym prawdopodobnie nigdy nie będą miały miejsca. A aniołek, siedzi gdzieś zapomniany i obserwuje jak każdego dnia zmierzamy się z ta nasza ziemska rzeczywistością i walczymy nie tylko o przetrwanie ale również o szacunek, poważanie i status. A czasami chcemy być tylko zauważeni i docenieni za to jacy naprawdę jesteśmy, chcemy mieć na tyle odwagi i siły, żeby w końcu moc odkryć przed światem nasze prawdziwe oblicze, pokazując nasza odrębność, wyjątkowość i wartości, którymi kierujemy się na co dzień.
A zakurzony, zapomniany i poszarzały aniołek dziwi się temu wszystkiemu i nie rozumie, czemu ludzie tak bardzo sobie komplikują życie? Dlaczego po prostu nie odchyla tej niesamowitej zasłony, nie dostrzega tej tajemniczej magii jaka on w sobie kryje? Przecież właśnie dlatego dostajemy aniołki, żeby się zatrzymać, pomyśleć, zrozumieć, odkryć w sobie niezłomną wiarę, rozbudzić wyobraźnie i dostrzec ta atmosferę, w której inspiracja i szczęście wirują i tańczą w powietrzu niczym srebrzysty, magiczny pyłek rozsiany nad nami przez jakąś tajemnicza postać ze świata, który przecież istnieje na wyciągnięcie reki. A przecież wszyscy doskonale wiemy, ze aniołki to istoty pełne dobroci, ciepła, miłości, zrozumienia i akceptacji a czyż to nie jest właśnie to, czego wszyscy prędzej czy później poszukujemy? Czyż nie chcemy kochać i być kochani ? Czyż nie chcemy słuchać i być wysłuchani? Czy nie chcemy rozumieć i być rozumiani? Czyż to nie prawda, ze przez cale życie poszukujemy akceptacji? Pragniemy akceptacji tak bardzo, ze nakładamy przeróżne maski, starając się wpasować do otoczenia, opowiadamy rzeczy, w które sami nie wierzymy tylko po to, żeby uniknąć odrzucenia, oceniania i krytyki. Bo czyż to nie prawda, ze raz zrażeni, boimy się zaryzykować po raz kolejny, ciężko jest zaufać kolejny raz, pozwolić na bliskość, bo wtedy właśnie jesteśmy najbardziej słabi, najłatwiej nas zranić, a wiec wolimy założyć maskę, otoczyć się murem obronnym i udawać kogoś kim naprawdę nie jesteśmy, bo wtedy nikt nas nie dopadnie, nikt nie odkryje naszej słabości, nikt nas nie zrani. A ludzie będą nas nazywać introwertykami, egoistami i egocentrykami tak naprawdę w ogóle nas nie znając, nie rozumiejąc i nie wiedząc, ze tak naprawdę mamy w sobie więcej ciepła, miłości i akceptacji niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić. Być moze zgodzimy się z egoista, bo przecież pojecie egoizmu jest rozumiane na rożne sposoby i wcale nie oznacza nic złego. Jednak co do introwertyzmu to przecież za mało nas znają, żeby moc cokolwiek powiedzieć, bo przecież nie wiedza, ze pomimo iż kochamy swoja wolność, czas spędzony samotnie to kwitniemy w dobrym towarzystwie, kochamy być zauważani, chwaleni, doceniani, nagradzani i uwielbiani. I wreszcie zastanawiamy się czy ktoś kto nas nazwał egocentrykiem ma w ogóle pojecie co znaczy to określenie ? Bo przecież my nic nikomu nie narzucamy i szanujemy czyjeś odmienne zdanie. I nie zdajemy sobie sprawy, ze dostajemy te aniołki nie bez przyczyny, ze to właśnie jakaś prawdziwa niebiańska, skrzydlata istotka kieruje tymi wydarzeniami, które nam się wydaja zbiegami okoliczności, przypadkami. No bo jak wytłumaczyć, małą niebieska książeczkę o aniołach znaleziona wiele lat temu na pustej polce wynajmowanego pokoju? Jak wyjaśnić, ze ta właśnie książeczka pewnego dnia po prostu spadła z górnej polki na głowę, wprost zmuszając, żeby przeczytać choć kilka stron? Jak wyjaśnić tytuły magicznych książek, podrzucanych, przez znajomych jakby przypadkiem, od niechcenia? Jak wyjaśnić, to ze nagle poznajemy samych czarodziejskich ludzi, gotowych do wprowadzenia nas w ten nieziemski i niesamowity świat magii. Jak to się dzieje, ze nagle zaczynamy rozumieć drogę komunikacji z tym niewidzialnym a jakże fascynującym światem, który właśnie zaczynamy zgłębiać i okazuje się, ze ten świat to jak zaczarowana baśń, w której wszystko jest możliwe jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, którą każdy z nas ma do dyspozycji, wystarcza tylko poznać jej instrukcje obsługi. Az pewnego dnia przytrafia nam się anielska przygoda i sami nie wiemy czy to jawa czy sen, ale nagle jakbyśmy przekroczyli ta niewidzialna granice za która znajduje się ten świat , w którym żyją nasze niebiańskie istotki. Znajdujemy się gdzieś w jakiejś nieznanej czasoprzestrzeni pełnej dobrych emocji, srebrzystych pyłków i zapachu fiołków. To świat brodatych czarowników w spiczastych kapeluszach i skrzydlatych wróżek w różowych sukienkach, świat w którym możemy zobaczyć na żywo te niebiańskie istotki zwane aniołami. Jakież jest nasze zdziwienie, gdy nagle staja wokół nas i wcale nie maja skrzydeł, są potężni, silni i odważni. Maja w sobie moc o jakiej nam się nie śniło. Jakże są inni od wizerunków małych delikatnych skrzydlatych aniołków widzianych w książkach, na pocztówkach lub w magazynach. I czujemy ich wielka moc i ich potężna budowa wcale nas nie przeraza, bo z oczu im bije dobroć, sympatia, zrozumienie i znajdujemy w nich to wszystko czego tak naprawdę pragniemy od zawsze. I dostrzegamy, ze jeden z nich stoi tuz obok, jest jakby znajomy i nagle możemy dostrzec w nim wymyślonego przyjaciela z dzieciństwa. A jednak bardzo się zmienił: zmężniał, stal się potężniejszy, silniejszy i jakby jeszcze bardziej magiczny niż w dzieciństwie. Przyglądamy się im po kolei i zaczynamy rozumieć jak te dwa światy działają. Już wiemy kto nam podsunął odpowiednia literaturę do przeczytania, już wiemy jaka role odegrała każda poznana osoba, która spotkaliśmy na naszej drodze. Już rozumiemy jak to się stało, ze nasze marzenie się spełniło tak nagle. Rozumiemy kto odsunął wszystkie przeszkody, które stały na drodze, już wiemy czyja to sprawka, ze w pobliżu znajdowali się sami życzliwi ludzie i nie było tam nikogo kto w jakikolwiek sposób mógłby zaburzyć odegranie tego idealnego scenariusza napisanego przez kogoś kto zajmuje się spełnianiem marzeń na co dzień. I już rozumiemy, ze magiczna szminka, która dodaje nam odwagi i przebojowości podczas publicznych wystąpień nie trafiła do nas przypadkiem. I wiemy kto tak naprawdę stoi za ta wiadomością o wykładzie o którym nie wiedzieliśmy. I nagle wszystko ma sens, i nagle rozumiemy, ze życie to tylko scenariusz napisany przez kogoś z magicznego świata a my mamy tylko odegrać swoje role. Jednak jeśli nam się nasza rola nie podoba to zawsze możemy ja zmienić, możemy zagrać kogoś kim zawsze chcieliśmy być lub po prostu grac samego siebie, wystarczy poprosić i cierpliwie czekać na nowy scenariusz, szukając okazji i możliwości do osiągnięcia celu. Może nasze anioły tylko czekają abyśmy odkryli ich tajemniczy świat i nawiązali współprace z nimi spełniając nasze marzenia. Może właśnie, dzięki naszemu rozwojowi rosną w sile i wspinają się po szczeblach niebiańskiej drabiny. Może wystarczy zawierzyć im nasze marzenia a oni już się postarają o sprzyjające okoliczności i życzliwych ludzi. Może one kochają jak się je o coś prosi? Może czasem tylko potrzebują trochę czasu na spełnienie naszych marzeń, bo być moze warunki jakie stworzyliśmy sobie na ziemi są dla nich dość trudne? A moze najwyższy czas wyjąć tego podarowanego aniołka z zakurzonego kata i przyjrzeć mu się uważnie ? Może ma on w sobie coś niezwykłego, czego do tej pory nie zauważyliśmy a moze to właśnie ten aniołek okaże się nasza największą inspiracja i odkryje przed nami nowy nieznany świat, pełen brodatych czarowników w spiczastych kapeluszach i skrzydlatych wróżek w różowych sukienkach. Może fajnie by było przeżyć anielska przygodę, dzięki której na nowo nauczymy się kochać, ufać, wyrażać swoje emocje na rożne sposoby i szczerze mówić o swoich potrzebach i pragnieniach. Wystarczy tylko odkryć świat za niewidzialna zasłona, w którym unosi się srebrzysty magiczny pyłek, pachnący fiolkami. Pozdrawiam
0 Comments
Jak ochłonęłam po ostatnich wydarzeniach, znów usłyszałam nawoływania natury i jak to już mam w zwyczaju znów zaczęłam kombinować gdzie by się tu powłóczyć? Pierwsza myśl piękna Walia a jednak pomimo najszczerszych chęci znów zaczęło się dziać wszystko naraz, wiec okazało się, ze jednak Walia musi poczekać i widocznie tak miało być, bo pogoda się psuła z dnia na dzień. Wiec podzieliłam się planami z Różą, która była bardzo chętna na wszelkie szalone wyprawy i pozostawiła sprawy w moich rekach ufając, ze stanę na rzęsach a coś wymyśle, żeby pojechać w jakaś dzicz. Tak tez się stało (co prawda nie musiałam stawać na rzęsach na szczęście), padło na klify w Eastbourne i nie zraziło nas nawet to, ze w ostatniej chwili prognozy pogody się zmieniły i zapowiadali jakieś ulewy, sztormy i tak dalej. No cóż, przynajmniej będzie ciekawie, pomyślałam, bo jak już podjęłam decyzje to nic nie było w stanie mnie zatrzymać. Okazało się, ze nic się nie dzieje bez przyczyny. Prognozy podali złe ale, ze obie praktykujemy pozytywne myślenie, wiec wierzyłyśmy, ze to dobry znak, bo złe prognozy pogody zniechęca niedzielnych turystów do wdrapywania się na strome klify i my będziemy mogły nacieszyć oczy pięknymi widoczkami i posłuchać odgłosów natury w spokoju. Tak się tez stało, żadnych ulew ani sztormów nie było, jak i tez żadnych turystów również nie było na trasie a wiec sytuacja idealna, tylko my i 6 godzin włóczęgi w malowniczym miejscu. Róża podsumowała to jednym magicznym zdaniem, które, bardzo utkwiło mi w pamieci i zainspirowało do rozmyślań. A zdanie to brzmiało tak "Jak my działamy razem, to mamy MOC !!!"
No bo czyż to nie jest prawda, ze jeśli chcemy odpocząć, przemyśleć sobie coś to zawsze wyjeżdżamy na łono natury, gdzie gdzie możemy zapomnieć o betonowych miastach, w których na każdym rogu znajduje się mizerna namiastka natury, zwykle zwana centrum rekreacji i wypoczynku lub jakoś podobnie. Zwykle znajdujemy tam klimatyzacje lub wiatrak, który ma być bezzapachowa namiastka wiatru, sztuczne fale w basenie, które maja nam zastąpić szum morza i piękna, sztywna i kująca sztuczna trawę w ogrodzie, w której żaden szanujący się owad, robaczek lub pajęczak by w życiu nie zamieszkał. Brakuje tylko wody kapiącej z sufitu, która miałaby udawać prawdziwy deszcz. Wszystko fajnie, wygodnie, w zasięgu reki i bez żadnego wysiłku ale czy naprawdę jesteśmy wstanie zastąpić prawdziwe dary natury tymi naszymi wynalazkami? Czy te nasze sztuczne centra wypoczynkowe mogą choćby w części zastąpić szum prawdziwego wiatru, który jest nieprzewidywalny i nieposkromiony? Czasami jest dziki szalony, spontaniczny, zimny i uparty a czasami jest łagodny, miły, ugodowy, ciepły i przynosi ukojenie, radość i jest pełen dobrych emocji i uczuć. Wiatr to figlarz, będzie się droczył, dokuczał, tarmosił nas za włosy, za ubranie lub porwie nam szalik albo kapelusz, bo ma z nas niezły ubaw, patrząc jak gonimy za porwana rzeczą. Malo tego, figlarny wiatr lubi się bawić mierzwiąc nam włosy i dmuchając prosto w oczy a potem się z nas wyśmiewa, ze wyglądamy jak straszydła i jest dumny ze swojego dzieła. A jak się denerwujemy na wiatr to on wprost pęka ze śmiechu, bo dla niego nie ma nic śmieszniejszego niż naburmuszony człowiek z nastroszonymi włosami, goniący za uciekającym kapeluszem lub chustka. Wiatr wtedy staje się jeszcze bardziej skory do figlów wiec do zabawy zaprasza deszcz. Razem to dopiero maja ubaw, bo czy jest coś lepszego niż wraz z deszczem zaatakować panią, która dzień wcześniej wyprostowała swoje kręcone włosy, najpierw na okrągłej szczotce a potem jeszcze prasowała prostownica i ma idealna gładką fryzurkę i nie wie, ze wiatr za oknem podgląda i uśmiecha się tajemniczo. To dopiero jest zabawa, zmierzwić jej te włosy, poczochrać, zmoczyć i patrzeć jak kosmyk po kosmyku zaczyna się skręcać, a jak jeszcze stercza we wszystkie strony to już jest komedia na całego. I im bardziej pani się będzie denerwować na wiatr, tym bardziej on będzie się z nią droczył zamieniając ja w chodzącego stracha na wróble. A jednak pomimo tego wszystkiego kochamy czuć wiatr we włosach. Czy nie tego własnie chcemy doświadczać, pędzać na rowerze, na łyżwach , na rolkach, jadąc konno? Czy nie jedziemy w góry, nad morze, nad jezioro, lub do lasu żeby własnie poczuć ten prawdziwy wiatr we włosach? Bo wiatr to kochany łobuz, który pomimo, ze czasem jest nieznośny to jednocześnie potrafi przysiąść w kąciku i udawać, ze go nie ma, potrafi być ciepły i delikatny jakby swoim szumem chciał ukołysać nas do snu. Nieraz, wiatr udaje, ze go nie ma bo on kocha obserwować co ludzie robią jak myślą, ze nikt nie patrzy, wtedy poznaje ich tajemnice, marzenia, pasje i talenty. Wiatr potrafi snuć najpiękniejsze opowieści w sobie tylko znanym języku sprawiając, ze wsłuchani w jego szepty zaczynamy słyszeć wartości jakie chce nam przekazać. I dostrzegamy, ze wiatr to najlepszy artysta świata, potrafi śpiewać, opowiadać, malować fascynujące obrazy rozdmuchując jesienne liście spadające z drzew, pokazując nam, jak ważne jest wyrażanie siebie. On nie dusi swoich pragnień, nie ukrywa emocji, nie robi nic na sile i nie odkłada marzeń na później. Wiatr idzie do przodu jak burza, wiatr nie ma żadnych hamulcy i nie ogląda się za siebie, jest wolny. Wiatr żyje chwila i dla niego liczy się tylko tu i teraz i właśnie dzięki temu posiadł cala wiedzę o świecie. Każdy jego podmuch, nieważne jak mocny to jakby maźnięcie pędzlem, przyczyniające się do powstania genialnego dzieła jakim jest łono natury. Czyż nie idziemy do galerii oglądać dzieła sztuki znanych malarzy i mamy do nich głęboki szacunek za ich prace, za poświęcenie, za drogę przez którą musieli przejść zanim stali się sławni? A wiec idąc tym tokiem myślenia, czyż nie powinniśmy uszanować i podziwiać natury, która jest przecież doskonałym dziełem sztuki wykreowanym przez wiatr, słońce, deszcz i morze, których śmiało można uznać za najstarszych i najlepszych artystów świata? I właśnie to uczucie dzikiego wiatru we włosach wyzwala w nas sile, dodaje energii, popycha nas do działania i inspiruje swoja wiedza i spontanicznością. Wiatr nie uznaje wymówek, nie lituje się nad naszym losem ale daje nam wolność wyboru i wzbudza w nas rządzę przygód. Czyż to nie prawda, ze wystarczy poczuć ten szaleńczy wiatr we włosach a rodzi się w nas uczucie euforii, czas się zatrzymuje a my chcemy, żeby ta chwila istniała jak najdłużej ? Może czasem warto posłuchać o czym szumi wiatr, bo przecież on wszędzie był, doskonale zna każdy zakątek świata, słyszał wszystkie rozmowy, westchnienia i szepty, zajrzał przez okno do każdej uczelni świata. Inspirował każdego artystę, poetę, pisarza, piosenkarza, odkrywce i podróżnika. Przecież wiatr jest wolny, moze sobie robić co chce i fruwać gdzie chce, bo kto mu zabroni? No kto? A wiec czy można zastąpić wiatr jakimś sztucznym wentylatorem, który jest tylko martwa zabawka ludzkości ? Albo zielona, prawdziwa, miękka trawa, która żyje, rośnie i pachnie właśnie wiatrem. Przecież piknik na takiej trawie jest niezastąpiony, kojarzy nam się z zabawa, relaksem i odpoczynkiem. Ta trawa, która chroni wiele małych, pożytecznych stworzeń, które przecież są częścią naszego świata. Ta trawa, która jest chlebem dla wielu zwierząt. Co by się z nimi stało gdyby jej zabrakło? A wody morz i oceanów, które kryją w sobie tajemnice o jakich nam się nie śniło: wijące się wodorosty, rafy mieniące się wszystkimi kolorami świata, skarby zamknięte w pirackich skrzyniach lezących na gdzieś na samym dnie i pewnie milion innych bajecznie pięknych rzeczy, roślin lub stworzeń o których nie mamy pojęcia. I szumi to morze razem z wiatrem opowiadając o swoich skarbach i tajemnicach, tworząc najwspanialszy duet świata, który gra najbardziej oryginalne utwory, zawierające w sobie historie całego wszechświata, wystarczy tylko posłuchać i upoić się tym koncertem aż do utraty tchu, aż nam łzy wzruszenia popłyną po policzkach. Ten koncert trwa zawsze, wystarczy posłuchać. I wtedy rozumiemy, ze żadne mizerne podróbki nie wywołają w nas takich wrażeń i nie naucza nas tak wiele. Natura ma coś do zaoferowania dla każdego z nas, zależnie od upodobań i im więcej z siebie damy tym ona jest dla nas bardziej szczodra ukazując nam cale swoje piękno, wszystkie niesamowite zjawiska i krajobrazy. Zawsze przyjmuje nas z otwartymi ramionami radośnie dzieląc się swoimi dobrodziejstwami. Uczy nas wytrwałości, obdarowując nam duchem walki, podczas gdy wystawiani jesteśmy na niełatwe próby i poddawani kolejnym wyzwaniom. Natura obserwuje czy podejmiemy wyzwanie, czy nie wycofamy się z powodu zmęczenia, bolących nóg lub stromych podejść lub zlej prognozy pogody. A co jak zaufamy naturze i nie poddamy się, bo niby ma być zła pogada? Co jeśli pójdziemy na kompromis z natura i pogodzimy się z wiatrem, niech wieje, niech się bawi, niech dokazuje, ucząc nas beztroski. A co jeśli będziemy się śmiać razem z wiatrem? Może wtedy nie zaprosi do zabawy deszczu i moze nie będzie padać a my będziemy mogli się spokojnie odbyć swoja wędrówkę? Może ta MOC o której mówiła Róża polega na pojednaniu się z natura, zaufaniu jej i pokazaniu naszej gotowości pójścia na kompromis. A moze ta MOC to tylko nasza silna potrzeba snucia swojej własnej, jedynej w swoim rodzaju opowieści? Może tak naprawdę w głębi serca wcale nie pragniemy być tacy jak reszta świata goniąca za kariera, władzą i pozycja, które sprawiają, ze wtapiamy się w otoczenie, dopasowujemy się do reszty tak jakbyśmy byli tylko kawałkiem układanki w czyimś śnie o namiastkach natury w betonowych miastach. Może tak naprawdę chcemy być jak ten wiatr : szaleni, wolni, spontaniczni, dzicy, snujący swoja opowieść w swój własny sposób i w języku zrozumiałym tylko dla wiatropodobnych. Może chcemy jak ten wiatr tworzyć, podróżować, opowiadać, bawić się, spędzać czas poszukując inspiracji ukradkiem obserwując co robią inni jak myślą, ze nikt nie patrzy i dostrzegać w nich te schowane gdzieś w najdalsze zakątki serca pragnienia, talenty, marzenia i rozbudzić w nich buntownika i włóczęgę, który pójdzie na koniec świata za swoimi marzeniami, nawet jeśli będzie musiał odbyć ta wędrówkę samotnie tak jak wiatr odbywa swoja każdego dnia. Wiec czyż nie powinniśmy obdarzyć natury ogromnym szacunkiem? Gdzie byśmy wyjeżdżali w poszukiwaniu inspiracji, spokoju, odpoczynku, przygód, wyzwań ? Gdzie byśmy pojechali na włóczęgę? Gdzie byśmy spotkali wiatr? Od kogo byśmy się uczyli wytrwałości i pokory? Czy ta namiastka natury jaka sobie stwarzamy w betonowych miastach kiedykolwiek będzie w stanie zastąpić nam to co dostajemy w darze od natury? A co jeśli naszym przeznaczeniem jest być jak ten wiatr? Pozdrawiam Aneta Przez ostatnie dwa tygodnie zastanawiałam się czy powinnam pisać o tym niezwykłym spotkaniu pod lasem, na polanie, na której rósł wielki, stary dąb. Myślałam, ze moze to co się wydarzyło niedawno w kraju to zbyt mroczne i zbyt osobiste, żeby się o tym rozpisywać. Ale jednak dzięki temu spotkaniu spojrzałam na życie z zupełnie innej perspektywy i poczułam się jakby kamień spadł mi z serca.
Pewnego dnia poszłam sobie w to magiczne miejsce pod lasem, na polanie pod wielkim, starym dębem. Pomyślałam, ze posiedzę tam sobie sama, poczytam i porozmyślam. Kiedy dotarłam na miejsce, okazało się, ze już ktoś tam był. Teraz stary dąb służył za kryjówkę komuś innemu, pomyślałam. Zatrzymałam się i z oddali zobaczyłam, ze pod dębem siedzi przezroczysta, piegowata dziewczynka z burza rozczochranych włosów, na oko 14- letnia. Na nosie miała wielkie, okulary w brzydkich, plastikowych oprawkach. Dziewczynka pisała coś w zeszycie. Ubrana była w stare, znoszone i kompletnie niepasujące ciuchy, jakby podarowane przez kogoś w akcie litości. Podeszłam bliżej i zrozumiałam, ze zeszyt w którym pisze dziewczynka to jest pamiętnik. Nagle dziewczynka zamknęła pamiętnik włożyła go do materiałowego woreczka, zaraz potem dziewczynka wyjęła żyletkę i wyciągnęła nadgarstek. Chciałam coś powiedzieć, krzyknął, powstrzymać ja lecz głos zamarł mi w gardle, ponieważ niespodziewanie jakby znikąd pojawił się ledwo widoczny chłopiec mniej więcej w wieku dziewczynki. Usiadł obok dziewczynki i coś jej wyszeptał do ucha. Podeszłam jeszcze bliżej, żeby usłyszeć o czym rozmawiają. Chłopiec: Nie masz prawa tego robić, bo to życie nie należy do Ciebie ! Dziewczynka: Nic nie wiesz i nic nie rozumiesz ! Spadaj ! Chłopiec: Nie rób tego! Obiecuje Ci ze będziesz szczęśliwa, ze spotkasz dobrych ludzi, ze spełnia się Twoje marzenia, ze będziesz miała prawdziwych przyjaciół i pewnego dnia wszystko zrozumiesz. Dziewczynka: Spadaj ! Lepiej mi będzie w niebie ! Chłopiec: Jeśli odbierzesz sobie życie to nigdy nie trafisz do nieba do końca świata będziesz płacić wielkim bólem za swoja decyzje. Na twarzy dziewczynki malował się strach, nie do końca rozumiała co chłopca to obchodzi, On nawet nie istniał naprawdę. Wreszcie odpowiedziała: Znikaj, jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni ! A chłopiec na to : Tak ale to ja ta wyobraźnie stworzyłem Chłopiec wyszeptał coś tak cicho, ze nie dosłyszałam i zniknął. Dziewczynka siedziała zamyślona a po chwili wyrzuciła żyletkę, wyjęła pamiętnik i zaczęła w nim opisywać spotkanie z chłopcem. Usiadłam obok niej, otworzyłam plecak i wyjęłam stary, zniszczony, wyblakły i miejscami zawilgotniały pamiętnik, który przypadkiem znalazłam poprzedniego dnia. Otworzyłam na ostatniej zapisanej stronie, pod data 14 -stego października 1995 roku były dwa wpisy zatytułowane : "List pożegnalny" i "Nasza pierwsza rozmowa". Dziewczynka pisała a ja zajęłam się czytaniem starego pamiętnika. Czytałam strona, po stronie, czasem tekst był tak wyblakły lub zawilgotniały, ze trudno było odczytać słowa. Rysunki również były wyblakłe, miejscami pożółkłe lub poszarzałe a jednak to było niezwykle doświadczenie. Zastanawiało mnie tylko kim był chłopiec? Ze starego pamiętnika wynikało, ze chłopiec był wymyślonym przyjacielem dziewczynki - jej jedynym przyjacielem. Pojawiał się w chwilach gdy dziewczynce było źle, po prostu siadał obok niej i był. Rozmawiał z nią tylko ten jeden raz, gdy uratował ja przed nią sama. Skończyłam czytać. Dziewczynka siedziała obok zamyślona, skończyła pisać, zamknęła pamiętnik, spakowała go do materiałowego woreczka. Po chwili jednak znów wyciągnęła pamiętnik, wyrwała z niego pusta kartkę i znów zaczęła coś pisać. Po kilku minutach skończyła złożyła kartkę, otworzyła pamiętnik na ostatniej stronie i włożyła złożona kartkę do koperty przyklejonej do wewnętrznej strony okładki pamiętnika. Otworzyłam stary pamiętnik na ostatniej stronie, na wewnętrznej stronie okładki przyklejona była stara, pożółkła koperta. Serce mi waliło jak młot jak sięgałam do wnętrza koperty, wiedziałam, ze dziewczynka wkładała do koperty tylko notatki, które były dla niej wyjątkowo ważne. Wyjęłam to ważne, formalne pismo, na którym drukowane literki już dawno wyblakły i pożółkłą kartkę wyrwana z pamiętnika. Pismo było ledwo widoczne a jednak udało mi się odczytać zapisane przez dziewczynkę pytania, na które chciała znać odpowiedzi. Wzruszyłam się czytając je. Znałam odpowiedzi na te pytania. Niewiele myśląc, wyrwałam z pamiętnika pożółkła, pusta kartkę i wyczerpująco odpowiedziałam na każde pytanie dziewczynki, następnie na końcu dopisałam postscriptum: "Chłopiec dotrzymał słowa". Złożyłam te dwie kartki razem: pytania i odpowiedzi i włożyłam je do starej, pożółkłej koperty na wewnętrznej stronie okładki starego pamiętnika. Zamknęłam pamiętnik i zaczęłam przyglądać się dziewczynce, jej rozczochrane włosy sterczały we wszystkie strony a jej rude piegi mieniły się w słońcu. Ze starego pamiętnika wynikało, ze była cicha, zbuntowana, pełną miłości marzycielka, której nikt nie rozumiał, wiec stworzyła swój własny świat. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić ze starym, pożółkłym pamiętnikiem, który znal wszystkie sekrety dziewczynki, doświadczył wielu emocji a na swoich pożółkłych stronach oprócz wyblakłego tuszu i rysunków nosił ślady łez, czekolady i oranżady w proszku. Doszłam do wniosku, ze za dużo w nim smutku, rozczarowań i emocji. Wiedziałam, ze dla dziewczynki pamiętnik był największym skarbem i nie chciałaby się z nikim dzielić jego zawartością, wiec postanowiłam go spalić. Patrzyłam jak plonie i czułam ulgę , dziewczynka chyba tez, bo patrzyła się na mnie swoimi dużymi zielonymi lub tez niebieskimi oczami i jakby się uśmiechała. Chyba w końcu zawarłyśmy pokój. Jestem wdzięczna za to niezwykle spotkanie i za to ,ze znałam odpowiedzi na pytania dręczące dziewczynkę. Jestem wdzięczna za spełnioną obietnice. Pozdrawiam Skad mozemy wiedziec, ze ktos jest naszym przyjacielem? Niektorzy twierdza, ze po czestotliwosci spotkan, dlugosci rozmow i ilosci spedzanego ze soba czasu. Kiedys tez tak myslalam. Jednak zmienilam zdanie, bo jak wytlumaczyc fakt, ze na roznych etapach naszego zycia mamy roznych przyjaciol. Czasem bywa tak, ze starzy przyjaciele wycofuja sie sami, wydaje nam sie, ze zaczynaja zyc innym zyciem, ze cos sie pomiedzy nami popsulo i juz po prostu nie mamy wspolnych spraw. Ale gdybysmy sie nad tym zastanowili to mogloby sie okazac, ze to my sie zmienilismy. Ale czy naprawde sie zmienilismy sie az tak bardzo?
Czasami po glebszych refleksjach dochodzimy do wniosku, ze my sie nie zmienilismy az tak bardzo tylko, brakowalo nam odwagi byc soba, wiec staralismy sie dopasowac do otoczenia i usilnie chcielismy sie wtopic w tlum w obawie przed ocena otoczenia. W momencie kiedy uczymy sie asertywnosci i mamy odwage byc soba tylko prawdziwi przyjaciele beda nas wspierac w tej przemianie. Przyjaciele zrozumieja, ze potrzebujemy wlasnej przestrzeni i czasu dla siebie, zrozumieja nasze odmienne potrzeby i zdanie bez narzucania nam swoich przekonan. Wszyscy wiemy, ze przyjazn jest bardzo wazna ale co to wlasciwie jest ta przyjazn? Przyjazn to szacunek dla naszych odmiennosci i naszych dziwacznych przyzwyczajen. Przyjazn jest wtedy jak mozna ze soba pomilczec czujac sie przy tym swobodnie. Przyjazn jest wtedy jak zaczynamy rozwarzac czy nasz kolejny krok, decyzja lub rozmowa nie popsuje czegos w naszej relacji. Przyjazn jest wtedy gdy swiadomie wycofujemy sie w cien w trosce o przyjazn i mozemy o tym porozmawiac bez koniecznosci udowadniania swoich racji. Przyjazn jest wtedy, gdy mozemy odmowic nie muszac sie przy tym tlumaczyc, jednoczesnie wiedzac, ze w potrzebie mozemy na siebie liczyc. Przyjazn jest wtedy, gdy szczerze cieszymy sie z sukcesow przyjaciela i szczerze zyczymy mu jeszcze wiekszych sukcesow, nawet jesli te sukcesy sa wieksze od naszych. Przyjazn jest wtedy, gdy po dluzszej przerwie spotykamy sie z radoscia i rozmawiamy jakbysmy sie rozstali poprzedniego dnia i nie musimy nic sobie wyjasniac. Przyjazn jest wtedy gdy przyjaciel nam wierzy w najbardziej dziwaczne scenariusze. Przyjazn jest wtedy gdy motywujemy przyjaciela do pielegnowania swoich dziwactw, bo to wlasnie te dziwactwa sprawiaja, ze nasza przyjazn istnieje, rozwija sie i dojrzewa. Przyjazn jest wtedy gdy koncza nam sie tematy do rozmowy a nam to nie przeszkadza bo wiemy, ze cenimy sobie ta przyjazn tak bardzo, ze nie bedziemy jej wystawiac na proby, usilujac podtrzymac rozmowe na sile. Wolimy sie rozstac, bo wierzymy w moc naszej przyjazni i rozumiemy, ze kazdy z nas potrzebuje czasem pobyc sam. Przyjazn jest wtedy gdy doceniamy sie nawzajem za to kim jestesmy w srodku. Przyjazn jest wtedy, gdy otwarcie mowisz o najbardziej delikatnych sprawach i widzisz w oczach przyjaciela, ze zamiast oceniac - rozumie. I zaczynamy rozumiec jak ogromna zmiana w nas zaszla, nagle mozemy rozmawiac o rzeczach o ktorych milczelismy cale lata w obawie przed ocena i porownywaniem. I zaczynamy sie zastanawiac dlaczego nigdy wczesniej nie bylo nam dane doswiadczac takich przyjazni? Dochodzimy do wniosku, ze byc moze nigdy wczesniej nie wiedzielismy co to przyjazn, bo nigdy wczesniej nie zylismy w zgodzie ze soba? Moze nigdy wczesniej nie czulismy tego wewnetrznego spokoju, ze nie musimy juz nic nikomu udowadniac albo udawac kogos innego. A moze zyskujemy przyjaciol dopiero wtedy jak sami stajemy sie swoim najlepszym przyjacielem, bo bedac swoim najlepszym przyjacielem nigdy nie czujemy sie samotni i byc moze dlatego rozwijamy prawdziwe przyjaznie z innymi ludzmi: nie z potrzeby zabicia samotnosci ale z wyboru - bo chcemy sie z kims przyjaznic. Nie szukamy wtedy przyjaciol na sile lecz dobieramy ich starannie i cenimy sobie ta przyjazn, jednoczesnie szanujac siebie i swoje potrzeby. To mialoby sens i to tlumaczyloby dlaczego mnostwo ludzi lubi samotne wyprawy i czas spedzony w samotnosci. Kazdemu zycze takich przyjazni z wyboru, "bo przyjaciel to ktos kto daje Ci totalna swobode bycia soba". Pozdrawiam Aneta Czasami nie zdajemy sobie spawy, ze mijamy ich w parku, w metrze, na ulicy, w pracy, w restauracji i w wielu innych miejscach. O kim mowa? O zwykłych, szarych ludziach, niewyróżniających się z tłumu. Dzisiejsze spotkanie w metrze skłoniło mnie do refleksji.
Do pociągu wchodzi starszy, siwy Pan ok 70-siatki i siada naprzeciwko, spoglądam na niego i rozpoznaje Go od razu, on mnie tez poznał, uśmiecha się szeroko. I pomimo, ze się znamy już od kilku lat, to nie pamiętamy swoich imion i nigdy nie było szansy porozmawiać. Jednak mamy wspólny temat, śmiejemy się, rozmawiamy i wiemy, ze nikt w pociągu nie zna naszego sekretu. Bo kto by pomyślał, ze siedemdziesięcioletni Pan na co dzień jest zwykłym starszym Panem, któremu młodzi ustępują miejsca w autobusie, lecz w sobotnie noce przekraczając próg nocnego klubu salsy zmienia się w jednego z najlepszych tancerzy. Pan tańczy lepiej niż niejeden 30-latek, bo Pan tańczy salsę już od 20 lat i wciąż to kocha. Rozmawiamy, śmiejemy się i patrząc w jego oczy dostrzegam, ze są to oczy młodego, pełnego życia chłopaka uwiezionego w ciele starszego Pana. Pan jakby domyślał się co zobaczyłam w jego oczach odpowiada: "Moja dusza wciąż ma 30 lat i nie usiedzi w domu w sobotnie noce, tylko ciąga mnie po klubach, bo salsa to pasja mojej Duszy" Pan się śmieje i dodaje " Juz się z tym pogodziłem i uwalniam Ja po przekroczeniu progu klubu salsowego, niech się cieszy, niech będzie szczęśliwa. Ona zawsze mi się odwdzięcza za to, sprawiając, ze czuje się 40 lat młodszy". A wiec to jest jego sekret, pomyślałam. On po prostu pozwala swojej Duszy spełniać jej pasje a Dusza w podziękowaniu sprawia, ze świat wokół przestaje istnieć wraz ze wszystkimi troskami, niepowodzeniami i trudnościami. Dobrze rozumiałam o czym Pan mówił. Juz od dawna znam to uczucie wolności, beztroski i radości, które czuja tancerze salsy, po przekroczeniu klubu. Świat wokół przestaje istnieć, liczy się tylko duży, drewniany parkiet, dobry DJ, zaawansowani tancerze i ta niesamowita atmosfera w której hiszpańskie rytmy wyzwalają pokłady pozytywnej energii. Na parkiecie widać tańczące pary, wiele z nich nie zamieniło ze sobą ani słowa a jednak się rozumieją, odgadują swoje myśli w milczeniu, bawiąc się muzyka i tworząc na parkiecie niepowtarzalna poezje dla naszych doznań jednocześnie sprawiając, ze istnieje tylko to miejsce, ta muzyka, ta chwila i nic poza tym się nie liczy. Nie liczy się czy masz 25 lat czy tez 70 lat, czy jesteś prawnikiem czy sprzątasz ulice, czy jesteś gruby czy chudy, nie ma znaczenia czy masz milion funtów na koncie czy tylko 83, nie ma znaczenia, czy jesteś czarny, biały, zielony, fioletowy, czy tez niebieski, nie liczy się nic poza pasja do salsy. Nie mówisz po angielsku, jąkasz się lub jesteś niemowa? Nieważne, nawet jakbyś mówił to są słabe szanse ze sobie pogadasz, bo tancerze porozumiewają się w milczeniu, wsłuchani w rytm muzyki, każdy w swoim własnym świecie. W świecie, gdzie słowa są zbędne a liczą się prawie niedostrzegalne gesty, które sprawiają, ze taniec jest jedyna w swoim rodzaju rozmowa dwóch uwolnionych dusz. Gesty te są zupełnie niewidoczne dla niewtajemniczonego obserwatora z zewnątrz, a dla tancerza niezbędne. A może salsa to taniec uwolnionych dusz? I nikt w pociągu nie zgadłby co starszy Pan robi w sobotnie noce i jaki jest w tym niesamowity. I nikt nie zgadłby, ze pan jest jednym z moich ulubionych tancerzy, bo Pan jest przykładem, ze w każdym wieku można być młodym, wystarczy tylko chcieć. Czasami mijamy tych zwykłych szarych ludzi i nie zwracamy na nich uwagi. Może oceniamy ludzi za szybko, zbyt powierzchownie, pozbawiając ich szansy pokazania jacy naprawdę są. . A co jakbyśmy im spojrzeli prosto w oczy, przyjrzeli im się przez chwile? Może zobaczylibyśmy w nich coś fascynującego, niesamowitego, co wyróżnia ich z tłumu i sprawia, ze są wyjątkowi. Najlepsze życzenia Aneta |