Coraz więcej z nas podejmuje decyzje, aby żyć na obczyźnie. I po kilku latach przyzwyczajamy się, ze w obcym kraju urzędnicy są mili, pomocni, serdeczni i z chęcią udziela na jakiejś dobrej rady, pomogą nam wypełnić dokumenty i cierpliwie wysłuchają naszej prośby. I spodziewalibyśmy się, ze nasi rodacy pracujący w polskich urzędach na obczyźnie już dawno adoptowali pomocny i przyjazny sposób obsługiwania petenta. No i żyjemy sobie w tym kraju i jesteśmy szczęśliwi z tym co mamy, jednak zdarza się ze przez chwile zatęsknimy za ojczyzną i w takich momentach grzeczni, pomocni i mili urzędnicy tylko pogłębiają nasza tęsknotę za krajem i przypominają nam, ze u nas przecież o wiele częściej jesteśmy dla nich tylko kolejnym, uciążliwym, swędzącym wrzodem w tym szanownym miejscu na którym to mamy zaszczyt siadać. Jednak okazuje się, ze są jeszcze takie miejsca, które starannie pielęgnują ta nasza kulturę lekceważenia petenta w urzędzie. Zapytacie co mam na myśli? Już opowiadam. Otóż pewien Brodacz chciał załatwić ważną sprawę w polskim urzędzie na obczyźnie a wiec przybył do owego urzędu i jeszcze zanim wszedł już poczuł się jakby cofnął się w czasoprzestrzeni do polskich czasów PRL -u. To sprawiło, ze Brodacz z każdą minuta cieszył się coraz bardziej na ekscytujące przygody jakie czekały go podczas załatwiania niezbędnych dokumentów. Zaczęło się już przed budynkiem tegoż polskiego urzędu. Długa kolejka na zewnątrz, pada deszcz, ale wartownik nie wpuści nikogo do środka, nawet jeśli jest tam miejsce, przecież on wczuł się w role i nie ma w nim ani odrobiny empatii, w końcu tu nie ma mrozów minus 20 a więc czekanie godzinami na świeżym powietrzu, w którym unosi się zapach samochodowych spalin to sama przyjemność. A jeśli ktoś zapomniał umyć włosów lub wziąć prysznic to i deszcz pachnący siarką jest jak znalazł. Tak więc nie ma na co narzekać. Wartownik stoi z naburmuszoną miną, co chwila się napusza aby wydawać się większym groźniejszym i złym, i coraz bardziej upodabnia się do złej wersji diabla tasmańskiego. Brodacz po jakimś czasie zadowolony z siebie stanął u wrót PRLu mając nadzieje, że zaspokoi tą tęsknotę za urzędniczą oschłością i ignorancją. No cóż , Brodacz niestety zawiódł się niemiłosiernie zostając odesłany przez wartownika do domu z powodu braku umówionej godziny. Niezrażony wrócił jednak po kilku dniach i tym razem został łaskawie wpuszczony. Z chwilą wejścia do urzędu od razu poczuł ta niezwykle nieprzyjemną i ciężką atmosferę, która często panuje w naszych krajowych urzędach. I od razu wczul się w role zastraszonego petenta, który na swoje nieszczęście musi cos załatwić z panią przy okienku. Czekał on cichutko w kolejce, żeby tylko swoja obecnością nie zagęścić powietrza, którym pani oddychała. Z kwaśnej miny pani w okienku wynikało, że to i tak zbyt wiele, bo jak to żeby Brodacz przychodził tu i śmiał od nich wymagać jakiegoś świstka papierka. Jak on śmiał zajmować jej czas, który mogłaby sobie poświecić na picie swojej ulubionej kawy lub malowanie paznokci? Jak Brodacz mógł się w ogóle ośmielić zajmować jej ten kawałek podłogi na którym stał swoimi nie urzędniczymi stopami. Brodacz wyczuwał jak atmosfera z sekundy na sekundę coraz bardziej gęstniała wypełniona nieprzychylnymi myślami na jego temat. I co rusz docierały do niego jakieś jej mętne myśli „Czegoś tu przylazł? „ „Nic tu po to Tobie”, „Wynocha, i tak nic nie wskórasz, żebyś nie wiem jak prosił” A więc Brodacz postarał się jak najmilej, najprzychylniej, najłagodniej, najgrzeczniej jak tylko potrafił wyjaśnić cala sprawę od początku, ze zgubił dokument, ze coś się przeciąga, że potrzebuje zastępczy. I tutaj aby potwierdzić prawdziwość swoich zeznań i udowodnić swoja niewinność i dozgonna wdzięczność Brodacz robi do pani w okienku oczy jak kot ze Shreka w nadziei, ze pani się zlituje i udzieli pomocnych informacji. Pani jak gdyby nigdy nic dalej piła swoją kawę i plotkowała z koleżanką, zupełnie ignorując prośby naszego petenta. I wprost zaprzeczała, ze jakoby Brodacz coś wyczytał na ich stronie internetowej. I oschłym tonem oświadczyła mu, ze w niczym mu nie pomoże. Na pożegnanie wykrzywiła twarz w jakiejś przerażającej minie aby Brodaczowi odechciało się tu przychodzić i czegokolwiek się dopytywać. Jak on śmiał? Brodaczowi przychodzą na myśl dobitne słowa. Jest on trochę zdezorientowany, bo na co dzień nie używa takiego języka, lecz tym razem czuje jakby mu ktoś wkładał słowa do ust. On je zaciska, bo jakoś mu nie pasuje tak się odzywać, niestety nie daje rady powstrzymać przypływu emocji. I przez zaciśnięte zęby przechodzą głośne, dobitne słowa skierowane do pani w okienku „Pies Cię je**ł !!” A może te słowa to było anielskie przesłanie z góry ? Może nawet Anioły kiedy tracą swoja anielską cierpliwość potrafią zakląć sobie siarczyście. Może każdy ma jakieś granice wytrzymałości, za którymi kryją się przeróżne psy. Zaraz potem odwraca się na piecie i opuszcza to prl- owski urząd i już mu wystarczy ekscytujących przygód rodem z kraju. Z pewnością długo nie zatęskni to takowych przeżyć. A może pracownicy urzędowi są karani grzywna za jakakolwiek uprzejmość? Może są oni torturowani za udzieleni pomocnych informacji ? A może zwykły uśmiech sprawia im bol ? Tego nigdy się nie dowiemy Tylko dlaczego w urzędach na obczyźnie urzędnicy są mili i pomocni ? Pozdrawiam Aneta
0 Comments
Codziennie w gazetach, w magazynach, w telewizji i innych mediach jesteśmy zachęcani do używania jakiś podejrzanych specyfików które maja za zadanie upiększyć nas w ciągu kilku tygodni, dni lub tez godzin. Dziwne, chemicznie zabarwione pigułki rzekomo mają z nas zrobić Miss Świata lub tez Supermana. Próbują nam wmówić, ze dzięki jakimś dziwnym chemicznym miksturom nagle urośnie nam bujna czupryna na głowie , powiększy się biceps, na brzuchu sześciopak uformuje się sam z dnia na dzień a nasze nogi wydłużą się w ciągu kilku godzin po zażyciu specyfiku.
Ale czy naprawdę te specyfiki są nam niezbędne ? Czy ktoś kto odbiega od medialnego wizerunku jest jakiś gorszy ? Na pewnym wydarzeniu kulturalnym chodził sobie całkiem przeciętny, zwykły pan po 40 scte. Pan ten był niski, szczupły, łysiejący i normalnie pewnie zniknąłby w tłumie, gdyby nie pewne niecodzienne zjawisko. Otóż pan otoczony był gromadka kobiet. I to jakich kobiet: każda z nich zadbana, zgrabna, piękna i uśmiechnięta. Zagadują one tego zwyczajnego pana, rzucają mu zalotne spojrzenia spod długich, wyszczotkowanych mascara, trzepoczących rzęs, zadają ciekawskie pytania a niektóre z nich nawet robią sobie z panem zdjęcia. A ten niski, zwykły, łysiejący pan odwzajemnia uśmiechy, z chęcią pozuje do zdjęć i kiedy tak go obserwujemy to mamy wrażenie, ze za chwile zacznie rozdawać autografy, pomimo, ze wcale nie jest celebrytą. Pan chętnie odpowiada na pytania, pozwala się adorować i zaczepiać przez kobiety, które nie przejdą obok niego obojętnie. Pan pomimo, że taki niepozorny jest jednak dość popularny a wszystko za sprawa niewielkiej karteczki zawieszonej na szyi z napisem “Szukam partnerki”. I własnie ta karteczka sprawiła, ze pan się stał widoczny, odważył się zrobić coś oryginalnego i proszę jaki efekt. Pan opracował swój własny sposób szukania partnera, on się nie narzuca, nie jest natrętny, on tylko odwzajemnia uśmiechy, z wrodzoną skromnością przyjmuje komplementy i daje swoim adoratorkom wybór: czy umówią się z nim na kawę/herbatę/drinka czy tez nie. I pan nie zraża się, jak zdarzy się jakaś kobieta, która przejdzie obok niego obojętnie. Przecież pan czuje się jak Superman i tak zostaje odbierany przez otoczenie. A wiec nasz Superman odwzajemnia czarujące spojrzenia i rozbawia swoje adoratorki niespotykanym poczuciem humoru. A może wcale nie trzeba wyglądać jak Superman albo Miss Świata? A moze ten medialny wizerunek idealnych, pięknych ludzi bez jednej skazy który oglądamy w gazetach, internecie i na bilbordach to tak naprawdę sprytnie przerobione w photoshopie zdjęcie jakiegoś przeciętnego człowieczka, któremu w wirtualnym świecie skrócono nos, powiększono biceps, narysowano mu idealny sześciopak na brzuchu, dorobiono włosów i dodano mu wzrostu. Może tak naprawdę przerobiono go tak bardzo, ze sam się nie rozpoznaje. Może jest to tylko niedościgniony ideal piękna, który istniej tylko w świecie wirtualnym. A może najbardziej się liczy to cos co sprawia, że oczarowujemy innych naszym urokiem osobistym, i czasem potrzebujemy tylko jakiejś drobnej rzeczy, która sprawi, ze poczujemy się jak Superman lub Miss Świata. Byc może dla zwyczajnego, szarego pana ta rzeczą była właśnie zawieszona karteczka na szyi, która sprawiała, ze stał się on duszą towarzystwa. Nie zachęcam do noszenia karteczek na szyi, bo dla niektórych mogłoby to się to źle skończyć, ale być moze każdy ma jakiś swój własny sposób, talizman, rzecz lub taktykę, która dodaje mu pewności siebie i przebojowości, która na co dzień jest ukryta gdzieś tam w głębi naszych serc. A może media promują nie tego rodzaju chemie? Może jedyna chemia, która naprawdę działa to nasza własną samoocena i sposób postrzegania świata? A moze Superman ma zdolność pojawiania się pod wieloma postaciami? Ciekawe tylko, czy pan w tym roku pojawi się z karteczką na szyi, czy tez może z partnerką u boku ? Pozdrawiam Aneta |