Natchnienie to niezwykle dziwne zjawisko, którego zupełnie nie pojmuje.
Czasem organizujemy sobie czas na twórczość, włączamy ulubiona muzykę lub zasiadamy w ciszy. I siedzimy tak , pól godziny, czasem godzinę a czasem dłużej i… … nic. I nie za bardzo rozumiemy o co tu chodzi, bo przecież jest czas, są chęci i niezliczone twórcze ambicje. A jednak czasem zdarza się, ze czegoś nam jednak brakuje. No cóż, robi się późno a następnego dnia należy rano wstać, wiec idziemy spać. I niby noc jest spokojna a jednak w pewnym momencie przebudzamy się i dostrzegamy, ze z wijących się ciemności patrzy na nas para błyszczących oczu. Na chwile zamieramy bez ruchu wstrzymując oddech i czujemy jak ciekawość przeżera nas na wylot. Zapalamy lampkę i w sekundę pojmujemy do kogo należy ta para oczu migoczących atlasową gładkością. Otóż stoi przed nami natchnienie i wlepia w nas te swoje wielkie ślepia, którym nie sposób się oprzeć. Jeszcze przez chwile próbujemy z nim negocjować: jest naprawdę późno, przecież powinnam się wyspać, dlaczego Cię nie było jak miałam czas? Odejdź, teraz nie mam czasu, znikaj! Ono jednak jest głuche na nasze prośby, stoi, patrzy się i wyczekuje z niecierpliwością. A my bezradni słuchamy rytmicznych oddechów natchnienia. Wdycha ono nasze zmęczenie, frustracje i dręczące nas dylematy a wydycha już tylko inspiracje, która zaczyna wdzierać się nam do płuc, drażni nozdrza i szepcze do ucha pomysł za pomysłem, sprawiając, ze w naszym umyśle zaczyna się kotłować od niezliczonych myśli, projektów i coraz to nowych wizji twórczych. Myśl goni myśl, myślą pogania galopując w myślowym wyścigu kreatywności. Jeszcze przez chwile staramy się oszukać samych siebie, ze jest pora spania i wracamy do łózka za wszelka cenę starając się zignorować wlepione w nas wielkie, natchnione oczy w których palą się iskierki nadziei. I po chwili już wiemy, ze natchnienie nie odejdzie, przez myśl przelatuje nam powiedzenie „przecież licho nie śpi”. A tymczasem nasze płuca już całkiem się wypełniły inspiracją. W całym mieszkaniu fruwają niezliczone, migoczące iskierki uwalniane wraz z trzepotaniem rzęs naszej natchnionej muzy, która pojawia się w najmniej dogodnych momentach i zamienia to nasze mieszkanie w natchnione sanktuarium twórczości do którego dostęp mamy tyko my. A wiec to nasze mieszkanko, ta nasza oaza spokoju, ciszy i bezpieczeństwa zaciera się i znika ustępując miejsca sanktuarium twórczości. A tymczasem my sami już nie nadążamy za natłokiem naszych myśli pozwalając się porwać tym niezwykłym chwilom, które sprawiają, ze czujemy się przeniesieni do innego wymiaru na przestrzeni naszego istnienia. I dochodzimy do w wniosku, ze natchnienie jest jak kot – chodzi własnymi drogami, wraca i odchodzi kiedy mu się podoba a jego zielone, nieznoszące sprzeciwu oczy lśnią w ciemnościach. I w właśnie w tych natchnionych chwilach pod osłoną nocy, przy blasku gwiazd i zapalonej świeczce zostaje położona jedna z ostatnich warstw kolejnego dzieła malowanego w środku mieniącej się aksamitem nocy, wsłuchując się w ciche dźwięki pianina. I właśnie podczas tych natchnionych nocy literki same tańczą na białych, wirtualnych kartkach w sobie tylko znanym układzie tanecznym, w którym każdy układ to kolejne słowo, które złożone natychmiast zaczyna podrygiwać w rytmie tylko sobie słyszanej muzyki układając się w zdania. A zdania już zupełnie bezwiednie płyną w tańcu tworząc kolejne akapity, sprawiając ze powstaje jeden z wielu rozczochrany kawałek tekstu, zrozumiały tylko dla muzo podobnych postaci odwiedzających pozaziemski wymiar naszego istnienia. A może to już tak jest, ze natchnieniu się nie odmawia? Może należy mu pozwolić się panoszyć po nocach w naszej oazie ciszy, spokoju i bezpieczeństwa, do której wstęp mają nieliczni. A może to właśnie kocie oczy naszej muzy dodają nam odwagi i wytrwałości w wprowadzaniu w życie tych szalonych pomysłów kotłujących się w naszym umyśle?? Któż to wie ?? Natchnienie to dziwne zjawisko, którego nie do końca pojmuje i chyba dlatego tak bardzo mnie ono fascynuje. Jednego się nauczyłam, nie warto z nim walczyć bo i tak nie mamy najmniejszej szansy na wygrana. Ma ono moc, której nie pokona nikt a wiec lepiej się poddać i żyć wdychając inspiracje każdą komórką naszego ciała. Pozdrawiam Aneta
0 Comments
Dzis będzie o zaletach wypadów do kawiarni w swoim wlasnym towarzystwie, czyli samotnie.
Kocham te chwile samotności w tłumie, uwielbiam obserwować ludzi, kiedy myślą, ze nikt na nich nie patrzy. Dostrzega się wtedy te rzeczy na które zwykle nie zwracamy uwagi, ukradkowe spojrzenia, ukrywany smutek, radość i wiele innych emocji, które można wyczytać tylko z ukrycia, obserwując jedynie język ciała A wiec zdarza mi się usiąść samotnie w kafejce w najbardziej oddalonym kąciku. Tak, zwykle siadam właśnie w kąciku. Zapytacie, dlaczego w kąciku? Już opowiadam. Otóż siadam w kąciku, bo właśnie z takich kącików jest najlepszy widok na to co się dzieje na całej sali. Siedząc w takim kąciku, gdzieś w najdalszym zakątku kafejki mogę być niewidzialna, co daje mi ogromne możliwości obserwowania innych, bez narażania się na oskarżenia, że się gapie lub ze jestem ciekawska. A wiec zaczynam obserwować z tego mojego kącika i już po chwili czuję, ze zaczynam rozpływać się i kawałek po kawałeczku znikam, staje się niewidzialna, zupełnie jakbym miała na sobie jakąś magiczna czapkę niewidkę lub zaczarowany pierścionek, który pozwala mi słyszeć czule szeptane słówka, rozpoznawać wypowiedziane kłamstwa i widzieć te myśli, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. A te cichutkie, niepozorne, zapomniane lub ignorowane przez wszystkich kąciki wcale nie są takie zwyczajne. Jakże często unikamy tych stolików umieszczonych w najdalszych i najciemniejszych zakamarkach kawiarni myśląc, że są one szaro-bure i nieciekawe. I nigdy nie przyszłoby nam do głowy, ze wbrew pozorom jest to najbardziej magiczne i najciekawsze miejsce, które zapewnia widok z innej perspektywy. Zapytacie dlaczego magiczne? Już opowiadam. Zacznę od tego, że nie każdy widzi ten ostatni, osamotniony stolik gdzieś w rogu pod ścianą z dala od reszty. I nie dlatego, ze jest nieuważny, bądź się nie rozgląda lecz dlatego, ze jest on widoczny i dostępny tylko dla wybranych. Kto wybiera?- zapytacie. Otóż swoich gości wybiera sam stolik, w jakiś dziwaczny sposób stając się dla nich nie tylko jedynym widocznym stolikiem na sali ale także niezwykle atrakcyjnym miejscem do wypicia herbaty rozkoszując się tymi chwilami, gdy na przekór wszystkim i wszystkiemu rozmarzeni bujamy w obłokach poszukując okazji aby choć na chwile stać się przezroczystym, niewidzialnym i zanurzyć się w płynących rzekach własnych myśli, pozwalając wyobraźni pokonać wszelkie tamy tak jak woda pokonuje swoje. I pragniemy odwrócić głowę i udawać , ze nie widzimy jak potok szalonych, nielogicznych i rozbawionych myśli zaczyna rzeźbić naszą rzeczywistość zmieniając ją nie do poznania, dokładnie tak jak płynąca woda rzeźbi skale. I po jakimś czasie owa skała rzeźbiona milionem drobniutkich, nic nieznaczących kropelek wody przybiera zupełnie inny kształt. Zupełnie jakby zaczynała znikać. I zaczynamy się zastanawiać jakie to dziwne, że ta jedna, malutka kropelka wody jest zupełnie bezbronna i zabić ją może pojedynczy promyk słońca nieśmiało wyglądającego zza chmury. A jednak miliardy tych samych malutkich, bezbronnych i nic nieznaczących kropelek mają wszechmocną potęgę tworzenia i zmiotą one w pył najtrwalsza skałe. A może tak samo jest z myślami? Może jedna malutka myśl ukrywana przed resztą świata jest nieużyteczna, słaba i zagubiona w tym wielkim, pędzącym w pospiechu młynie umysłów pełnych stereotypów, schematów i niespełnionych oczekiwań, którym rządzi strach przed ocenianiem, strach przed innością, strach przed samym sobą. A może jakby wydobyć ta chowaną myśl, otrzepać ja z kurzu, przytulic i nakarmić ją chwilami inspiracji przy magicznym stoliku w najbardziej osamotnionym rogu jakieś uroczej kafejki położonej na małej, zapomnianej uliczce gdzieś w centrum miasta. Być może siedząc w takim uroczym miejscu zaleje nas potok skrywanych przez lata, niepozornych i nic nieznaczących myśli, które być może razem mają taką samą wszechmocną potęgę tworzenia co miliardy kropelek wody? I być może zastanawiacie się czy powyższa teoria ma sens, czy to tylko kolejny natłok rozczochranych myśli niespokojnego ducha autorki, który od zawsze poszukuje sensu istnienia tego świata? A co jeśli by się okazało, że to właśnie my jesteśmy tymi wybrańcami, którzy siadają przy stoliku w najciemniejszym zakątku kawiarni? Być może tylko z tego ciemnego, osamotnionego kącika jesteśmy w stanie dostrzec co tak naprawdę się dzieje w tym urokliwym miejscu przy filiżance zwykłej herbaty pachnącej miodem. Otóż jedynie z tego niezwykłego miejsca możemy dostrzec, że wbrew pozorom nie jest to tak zwyczajna kawiarnia, jest ona zawieszona gdzieś wysoko w puszystych obłokach chmur. I jak się bliżej przyjrzymy ludziom siedzącym przy stolikach to dostrzeżemy w nich kosmitów spragnionych przygód, nowości i coraz to ciekawszych doświadczeń. A tymczasem my w tym ciemnym kąciku, niewidoczni, przezroczyści, zatopieni we własnej otchłani myślowej potajemnie zaczynamy przyglądać się kosmitom udających zwykłych ludzi. My tacy niewidzialni, przezroczyści, nieistniejący mamy niesamowitą i niepowtarzalną okazje poznać wszystkie sekrety, tajemnice, kłamstwa i myśli, którymi kosmici częstują się nawzajem. I właśnie dlatego ten stolik w najdalszym kacie sali jest taki magiczny – to on czyni nas niewidzialnymi i to pod ochrona ciemności tego samotnego kącika tak wiele możemy dowiedzieć się o świecie i zachodzących w nim zjawiskach. I zaczynamy się przyglądać poszczególnym stolikom. I po chwili już dostrzegamy kto przy nich siedzi, kogo udają, o czym rozmawiają otwarcie a o czym nigdy nie wspomną choćby słówkiem. Obserwujemy, nasłuchujemy i analizujemy wstrzymując oddech aby się dostrzegli naszych wścibskich spojrzeń. I co widzimy? Przy jednym ze stolików siedzi para kosmitów: on - Marsjanin, ona przybyła niedawno z Wenus. Prowadzą ze sobą ożywioną rozmowę usiana drobnymi, nie winnymi kłamstewkami, które sprawiają, ze są dla siebie bardziej atrakcyjni, lepiej wypadną na randce. I tylko z odległego kącika widać, że każde ich wypowiedziane słowo tak naprawdę nigdy nie zostało zrozumiane przez tego drugiego bo każdy nich mówi swoim ojczystym językiem, głęboko przekonani, ze to drugie jednak rozumie. I tylko my widzimy, ze w myślach układają oni dwa scenariusze tak różne, ze nie mają najmniejszej szansy powodzenia. A w rezultacie każdy z nich tłumaczy wypowiedziane słowa na swój własny sposób, niekoniecznie ten zgodny z prawdą. I zaczynamy zastanawiać się, czy tak ma wyglądać randka? Czy ma to być podstępny plan kosmitów przybyłych z dwóch różnych planet? Bezwzględne dwa światy myślowe oddzielone od siebie barierą językową przypominającą solidną murowaną ścianę nie do pokonania. A wiec w myślach każdy z nich tworzy idealny scenariusz. Oba są genialne lecz powstałe z domysłów, niewyjaśnionych słówek, wygórowanych oczekiwań opartych na stereotypach i zwyczajach zakorzenionych na dwóch różnych planetach. Dwie planety, które dzieli fascynująca kosmiczna przepaść, w której tajemniczo zawisły dwa światy myślowe. Przenosimy wzrok na stolik kilka metrów dalej. Siedzi para 80 kilkuletnich kosmicznych staruszków. Czasem coś szepną sobie tajemniczo do ucha, czasem odważnie wyrażają swoje odmienne poglądy, tylko po to aby po chwili zwijać się ze śmiechu. A my z tego naszego szaro-burego kącika dostrzegamy, ze kosmici spędzili większości życia nawzajem odwiedzając swoje planety, oboje zadali sobie trud nauczenia się języka tego drugiego. A przecież nauka obcego języka nigdy się nie kończy, zawsze pozostają słówka, wyrażenia lub anegdoty zrozumiale tylko dla tubylców a jednak jakoś sobie z tym radzą. Wzajemnie oprowadzają się po najbardziej odległych zakamarkach swoich planet, cierpliwie tłumaczą niezrozumiale słówka, trzymają się za ręce na krawędzi czarnej przepaści, wypełnionej lawą zniszczenia. Poznawali swoje planety cale życie a jednak wciąż tak wiele jeszcze im zostało do odkrycia. I zauważamy, ze w oczach kosmicznych staruszków ciągle jest niekończąca się żądza poznawania, fascynacja, oddanie, ufność i wiara. Rozumieją się bezbłędnie, słuchają, przytulają, nawzajem muskają wypłowiałymi rzęsami policzek tego drugiego, wyczekując delikatnych muśnięć ust jak przy pierwszym w życiu pocałunku. I przeżywają, każde dotkniecie ust jak nastolatki, z tym jednym wyjątkiem, ze oboje mają nadzieje, że sztuczne szczeki im nie wypadną przy buziakach. I nikt na sali nie wie, że można to wszystko wyczytać z ich dłoni, które są widoczne jedynie z dalekiego kącika. Otóż trzymają się oni za ręce, ich palce troskliwie splecione z radością szepczą historie ich życia, którą usłyszeć można jedynie siedząc przy samotnym stoliku w najdalszym kacie sali. Oni ciągle się zaskakują, poznają, inspirują i wspierają. Para kosmicznych staruszków, która zadała sobie trud wskoczenia do tej przepaści dzielącej dwie planety i połączenia ze sobą dwóch światów myślowych, tym samym pokonując barierę językową, która kiedyś wydawała się nie do przejścia. Odważyli się wskoczyć w przepaść, tak wiele razem przeszli, uczyli się siebie nawzajem, śmiali się, żartowali, płakali, odkrywali, uciekali i stworzyli dzięki temu przyjaźń na której zbudowali swoją własną planetę miłości. A na tej planecie stworzyli swój własny język, który rozumieją tylko ich dwoje. Gdzieś pod oknem usiadł nowo przybyły chłopak. I tylko z naszego kącika widzimy, ze choć udaje opanowanego Macho, który ma wszystko gdzieś to jednak kiedy zdejmuje ta maskę Macho, widzimy, ze to kochany Wrażliwiec o duszy artysty. A w oczach lśni strach, smutek i niepewność przemieszana z drobinkami złocistego szczęścia. Bo chłopak właśnie podjął decyzje, która zadecyduje o jego losie. Dzisiaj oznajmij swoim mądrym, wykształconym rodzicom – prawnikom (którzy mieli nadzieje ze jedyny syn skończy prawo i przejmie od nich kancelarie), ze nie idzie na studia, a zamiast tego rozpocznie niepewną karierę grajka ulicznego i będzie wędrował po najpiękniejszym zakątkach świata, ofiarując ludziom chwile radości, beztroski i zapomnienia, dodając im odwagi i wytykając im w twarz ich największe talenty i najmocniejsze strony a zaraz potem kibicując im w drodze na szczyt. Wyrzucony z domu, wydziedziczony, przyszedł pomyśleć: co dalej? A ta radość?- zapytacie. No cóż, w końcu już mógł się nazwać ulicznym grajkiem, przecież jedyne co mu pozwolili zabrać to gitara. Przy stoliku niedaleko kasy siedzi małżeństwo z nastoletnią córką, przyszli spędzić trochę czasu razem. Są razem a jednak osobno. Każdy wpatrzony w swojego iPhone. Fotografują herbatę. Herbata okazuje się całkiem fotogeniczna a wiec wrzucili ja na fejsa, dodali komentarz „czas dla rodziny” , po czym każdy już do końca siedział z nosem w iPhone, dopóki komuś nie zapikała rozładowująca się bateria - jeden z największych postrachów naszego istnienia. I nawet z naszego magicznego kącika nie potrafimy ich rozgryźć. I właśnie z tego naszego niewidocznego kącika tak wiele możemy się dowiedzieć o świecie. Ktoś pisze swój pierwszy w życiu wiersz zadedykowany komuś wyjątkowemu. Ktoś właśnie postanowił iść za głosem serca i zrobić coś na co nigdy wcześniej nie miał odwagi. A być może ktoś przychodzi inspirować się obserwując innych z najdalszego kącika kawiarni. A być może to właśnie przy kubku herbaty pachnącej miodem zapadają najważniejsze decyzje świata? Tego nigdy nie będziemy wiedzieć na pewno. I właśnie dlatego czasami uwielbiam samotne chwile w uroczej kawiarni w szaro-burym kąciku, z którego można swobodnie podglądać innych. Może warto czasem świadomie pokierować nasze myśli w stronę marzeń, niech rozkwitną kolorami tęczy. A co jeśli postaramy się spojrzeć na nasze życie oczami kogoś innego, co jeśli ktoś widzi coś czego my niedostrzegany? Może warto czasem posłuchać zamiast udowadniać swoja racje. A może właśnie po to istniejemy aby się wzajemnie od siebie uczyć? P.S. Wiem, miało być o zaletach samotnych wypadów na kawę a jest o kosmitach i szaro-burych kątach. No cóż, zdarza się i tak. A może właśnie to co szaro- bure, ukrywane przed światem jest najciekawsze, jak najbardziej fascynujące i pachnie inspiracją? Pozdrawiam Aneta |